Ostatnio miałam przyjemność przetestowania zestawu pilników i polerek do paznokci marki KillyS.
Jak
widzicie, to prawdziwy pilnikowy zawrót głowy :) Pilniki profesjonalne i
"torebkowe", każdy inny, a o każdym kilka słów - i fotek - poniżej :)
Na pierwszy ogień do testów poszły pilniki profesjonalne, o doskonałej jakości, jak deklaruje producent - na japońskim papierze.
Taka
sama gradacja jest na wszystkich trzech kształtach. W końcu każda z nas
ma swój ulubiony, którym najwygodniej jej się pracuje, więc nie będzie
dylematu w wyborze.
Zadeklarowana
gradacja to z jednej strony 180, a z drugiej 240. Wiadomo, że im wyższy
numer tym większa miałkość warstwy ściernej (jest to dokładnie ilość
ziarenek ściernych na 1 cm kwadratowy pilnika). Gdy wyjęłam je z
opakowania (każdy zapakowany oddzielnie, bardzo elegancko, od razu robi
się jakoś przyjemnie i wyjątkowo), troszkę zaskoczyły mnie "grubością"
warstw ściernych. Mam wrażenie, że nie do końca w rzeczywistości
odpowiadają opisowi. Gradacja 240 powinna być ziarnistości niemalże
polerki. Tutaj niestety ta warstwa jest wyraźnie ostrzejsza.
Powiedziałabym, że jak dla mnie, jest gdzieś pośrodku między 180 a 240.
Podobnie
strona 180, jest nieco bardziej szorstka niż typowe 180 (jest tak w
połowie drogi do gradacji 100). Tak wyglądają obie strony w zbliżeniu:
180
240
Te
pilniki idealnie nadają się do piłowania i wyrównywania akrylu lub
żelu, a także nadawania kształtu paznokciom. Raczej nie polecałabym ich
do matowienia naturalnej płytki, ponieważ są za ostre. Na wzorniku, po
spiłowaniu widać w obu gradacjach wyraźne ślady poszczególnych ziarenek.
Za to dzięki temu bardzo szybko został spiłowany kolor, wystarczyło
kilka pociągnięć.
180
240
Chociaż
próbowałam je głównie na wzorniku, na własnych paznokciach zrobiłam
tylko kilka delikatnych muśnięć, to wydają się być naprawdę dobrej
jakości. Jeśli założymy, że są odrobinę ostrzejsze niż 180/240 i użyjemy
ich do odpowiednich elementów manicure, jeden pilnik będziemy mogły
użyć kilka razy, zanim całkiem się zużyje. Niestety zużyje się na pewno,
tak jak każdy papierowy pilnik, który tak naprawdę z założenia jest
jednorazowy.
Mówiąc o posłużeniu się kilka razy tym samym pilnikiem, mam na myśli używanie go tylko dla siebie i na sobie! Jeśli robimy paznokcie komukolwiek innemu, to za każdym razem otwieramy nowy pilnik, a użyty oddajemy klientce lub wyrzucamy!
Mówiąc o posłużeniu się kilka razy tym samym pilnikiem, mam na myśli używanie go tylko dla siebie i na sobie! Jeśli robimy paznokcie komukolwiek innemu, to za każdym razem otwieramy nowy pilnik, a użyty oddajemy klientce lub wyrzucamy!
Bardzo
ciekawą propozycją marki KillyS jest pilnik diamentowy. Po raz pierwszy
spotkałam się z pilnikiem w takiej formie i o takim wyglądzie - tutaj
muszę szczerze pogratulować pomysłu i wykonania!
Po
wzięciu do ręki bardzo zaskoczyło mnie wrażenie zimna. Na zbliżeniu
widać, że na plastykowym podkładzie jest metalowa siateczka pokryta
pyłem diamentowym. Stąd właśnie ten chłód gdy się go trzyma w dłoni.
Zaskakujące, ciekawe i... całkiem przyjemne.
Pilnik
dosyć cienki, jak dla mnie idealny do wyrównywania bocznych krawędzi
paznokci. Ładnie i szybko poradził sobie z krawędziami wzornika, mimo
dużej delikatności. W dotyku bardzo drobny, pył diamentowy praktycznie
niewyczuwalny, piłuje się nim bardzo szybko i nie szarpie krawędzi. Do
tego wyjątkowo delikatnie, nie tracąc nic na skuteczności. Mimo to
polecam go raczej dla nadania ostatecznych poprawek, niż do całkowitego
opracowywania kształtu. Jak widzimy na zdjęciu poniżej, nie zostawia tak
wyraźnych śladów ziarenek jak pilniki papierowe.
Ocena
ogólna - miłe zaskoczenie i zdecydowanie wart polecenia! Na pewno
szkoda by go było traktować jako pilnik jednorazowy, a na opakowaniu nie
ma informacji, czy można go poddawać sterylizacji. Biorąc to pod uwagę
proponuję go traktować jako osobisty pilniczek wielorazowy.
Następnie
pod lupę wzięłam pilniczek szklany. Używałam ich już nie raz, są
fantastyczne w piłowaniu i opracowywaniu wolnego brzegu, jednak gdy są
słabej jakości to jeden pilnik może nie starczyć na opiłowanie
wszystkich paznokci obu dłoni...
Pilniki szklane są droższe niż pilniki papierowe i już z racji tego szkoda ich traktować jako pilników jednorazowych. Ale dla samej siebie? :) Tym bardziej w wersji zaproponowanej przez markę KillyS, czyli do torebki - są idealne!
Pilniki szklane są droższe niż pilniki papierowe i już z racji tego szkoda ich traktować jako pilników jednorazowych. Ale dla samej siebie? :) Tym bardziej w wersji zaproponowanej przez markę KillyS, czyli do torebki - są idealne!
Ten
pilniczek jest to prostu FANTASTYCZNY! Już po pierwszym przejechaniu
opuszkiem palca po powierzchni ściernej go pokochałam. Ma zadeklarowaną
gradację 240 i w tym przypadku się z nią zgadzam. Nawet nie wiem, czy
nie jest ciut delikatniejszy, ale naprawdę trudno jest porównać warstwę
ścierną pilnika papierowego (do jakich jestem przyzwyczajona) i
szklanego.
Na piłowanym lakierze praktycznie nie ma śladów poszczególnych ziarenek:
Na zbliżeniu widzimy, jak drobne są te ziarenka po spiłowaniu lekko koloru:
Ma
zaokrąglone krawędzie - co jest dodatkowym plusem dla tych, którym
zdarza się przeciąć pilnikiem skórę podczas energicznych ruchów. Przy
użyciu tego pilnika praktycznie nie ma takiej możliwości :) Piłuje
bardzo delikatnie, jeszcze delikatniej niż pilnik diamentowy - ale nie
mniej skutecznie. Trzeba uważać, żeby się nie rozpędzić i nie spiłować
za dużo ;)
W
skrócie - jest to totalny MUST HAVE każdej kobiecej torebki (i nie
tylko). Może nie tej najmniejszej, ponieważ nie jest składany, ma
jedynie nasuwany ochraniacz. Ja jednak od teraz nie wyobrażam sobie nie
mieć go zawsze przy sobie (fakt, torebkę też mam sporą).
Drugi
pilnik "torebkowy" to na pierwszy rzut oka klasyczny, składany pilnik
diamentowy. W wydaniu marki KillyS jest to pilnik szafirowy, przez co
jest delikatniejszy. Bardzo wygodny ze względu na swoje minimalne
rozmiary - po złożeniu naprawdę zmieści się w każdej damskiej torebce
czy nawet kopertówce.
Jest bardzo cienki, ale dzięki dobrze zaokrąglonym krawędziom niełatwo przeciąć sobie nim skórę. To duży plus!
Podobnie
jak pilniki papierowe, zostawia wyraźne ślady ziarenek na piłowanej
powierzchni. Co przyznam nieco mnie zdziwiło, ponieważ jest wyjątkowo
delikatny, porównywalnie do pilnika szklanego (chociaż to zupełnie inna
struktura).
Jest to klasyczny pilnik awaryjny. Czyli - zrobił się "zadziorek" - musimy
podpiłować - wyjmujemy pilniczek. Do tej pory podobny nosiłam w torebce
(teraz już szklany KillyS, wiadomo!).
Podsumowując - praktyczny, podręczny, ale mimo wszystko nie miałam takiej przyjemności z trzymania go w ręku i używania, jak to miało miejsce w przypadku pilnika szklanego.
Podsumowując - praktyczny, podręczny, ale mimo wszystko nie miałam takiej przyjemności z trzymania go w ręku i używania, jak to miało miejsce w przypadku pilnika szklanego.
A tak prezentują się wszystkie opisane wyżej i przetestowane pilniki KillyS:
Do przedstawienia pozostały mi jeszcze dwie polerki marki KillyS.
Pierwsza z nich, w kształcie klasycznego bloku doskonale spełnia swoje zadanie. Ma 4 ścianki, każda ma inne zadanie.
Pierwsza z nich, w kształcie klasycznego bloku doskonale spełnia swoje zadanie. Ma 4 ścianki, każda ma inne zadanie.
Wszystkie
są wyraźnie opisane, jednak jakby ktoś miał problem z terminologią w
języku angielskim, dodatkowo są numerki podpowiadające, w jakiej
kolejności używać ich na płytce paznokcia:
1. file nail edge
Warstwa
służąca do wygładzenia krawędzi paznokci, likwidacji zadziorków i
uszczelnienia (zamknięcia) wszelkich mikroszparek powstałych po
piłowaniu.
2. remove ridges
Warstwa
służąca do wyrównania i delikatnego spiłowania płytki paznokcia. Jest
naprawdę delikatna i spełnia swoją rolę w bardzo bezpieczny sposób.
3. smooth nail
Warstwa służąca do ostatecznego wygładzenia wcześniej wyrównanej płytki.
4. shine nail
Warstwa
nadająca połysk, polerująca płytę paznokcia naturalnego. W męskim
manicure ten krok zazwyczaj jest pomijany, ponieważ mało który facet
chciałby błyszczące paznokcie (pamiętajmy, że im dłużej polerujemy, tym
mocniej błyszczą).
Ja
dla tej polerki znalazłam jeszcze jedno zastosowanie. Nie raz i nie
dwa, na różnych forach i grupach dyskusyjnych padają pytania "jak zrobić
idealnie matowy efekt". Chociaż moda na matowe paznokcie powoli mija,
to ten sposób wykończenia manicure nadal ma swoich zwolenników.
Przy użyciu warstwy 2 i 3 uzyskujemy piękny, równomierny i idealny mat. Polecam z całego serca!
Poniżej z lewej strony wzornik pokryty lakierem, z prawej ten sam lakier zmatowiony omawianą polerką KillyS.
Pięknie, prawda?
Druga polerka, która trafiła w moje ręce, okazała się być fantastyczna w kształcie, ale... dziwna w użyciu. Powiem szczerze, nie przypadła mi do gustu. Albo nie umiem jej używać, albo po prostu nie ma między nami "love" :) A może po prostu rozczarowałam się jej niewielką jak dla mnie użytecznością, po obietnicy i nadziei, jaką wzbudziła swoim pięknym kształtem?
Polerka
ta ma 6 niewielkich powierzchni ściernych. Z jednej strony, 3 z nich
mają prawie taką samą gradację. Są dosyć ostre. Myślę, że mogą się
sprawdzić w przypadku mocnych, męskich paznokci. Podobnie jak w polerce
opisanej powyżej, warstwy są opisane i określone numerem, gdzie 1 i 2
mają opis file, czyli pilnik, natomiast 3 shape, czyli kształt. Jednak jak wspomniałam, różnica w gradacji jest niewielka.
Zaskoczyła mnie druga strona i pozostałe trzy warstwy.
4 - smooth, 5 - buff, 6 - gloss czyli 4 - wygładź, 5 - wypoleruj, 6 - nabłyszcz
Warstwa
4 jest bardzo delikatna, o wiele delikatniejsza niż warstwa do
wygładzenia w polerce opisanej wcześniej. Warstwy 5 i 6 właściwie nie
różnią się w dotyku...
Po
opisanym wyżej, super udanym produkcie do wielokrotnego i wielorakiego
zastosowania ta polerka budzi we mnie mieszane uczucia. Myślę, że
postawiono bardziej na atrakcyjność kształtu niż na użyteczność. Wiem,
że są osoby, którym na wyglądzie rzeczy, których używają bardzo zależy
(bardziej, niż na ich praktycznej stronie) - dla ich potrzeb ta polerka
sprawdzi się doskonale.
Ostatni
produkt był mi wcześniej znany (w końcu uwielbiam nowinki), chociaż nie
jest zbyt popularny. Jest to fajne połączenie pilnika i drewnianego
patyczka do skórek.
Jest
to jeden z lepszych pomysłów na "2w1" do paznokci. Z jednej strony
skośnie ścięty patyczek - mamy mini kopytko do odsuwania skórek. Z
drugiej strony ostro zakończony, okrągły pilniczek:
Czy
w tym miejscu nie pojawia się pytanie: właściwie do czego to ma być?
Jestem pewna, że każda znajdzie na niego swój sposób. Z własnego
doświadczenia już powiem, że na pewno nie nadaje się do krawędzi
bocznych paznokci i wolnego brzegu.
Osobiście z całego serca polecam go do skórek.
Wiem,
że wiele z Was ma problem z używaniem cążek do skórek. Czasem jest to
brak umiejętności, czasem strach przed ich ostrością, czasem możliwość
bolesnego i mocno krwawiącego zacięcia. I dlatego właśnie mamy ten
pilnik!
Fantastycznie
możemy pozbyć się skórek i zadziorków dookoła paznokcia, zarówno przy
manicure jak i pedicure. Sprawdza się rewelacyjnie!
Mój osobisty palec i skórki przed użyciem pilniko-patyczków wyglądał tak:
Wyraźnie widać suche i sterczące skórki na bocznych wałach.
Delikatnie
(ponieważ warstwa ścierna jest dosyć ostra) spiłowałam je, precyzyjnie
manewrując na wszystkich łukach. Efekt - super!
Specjalnie
nie posmarowałam do zdjęcia oliwką ani niczym nie przemyłam skórek po
spiłowaniu, więc widać pył, ale uwierzcie mi, wał paznokciowy był
idealnie wygładzony.
Tak
więc jeśli boicie się cążek, nie macie frezarki (lub brakuje Wam odwagi
do spiłowania nią skórek - a naprawdę radzę uważać, bo uszkodzić
macierz jest bardzo łatwo!), skórki są niewielkie lub tylko lekko
chcecie je odświeżyć - to jest to idealny produkt dla Was!
W
każdej chwili regulujemy nacisk i szybkość ścierania skórek, więc już
dzięki samemu odruchowi samozachowawczemu nie zrobimy sobie krzywdy :)
Ja
w tym produkcie widzę tylko jedną wadę - przy mocnych, przerośniętych
skórkach warstwa ścierna szybko się zużywa i "zalepia". Możemy nieco
przedłużyć jej trwałość przeciągając po niej co chwilę szczoteczką,
jednak zdecydowanie trzeba te patyczki traktować jako produkt
jednorazowy.
Wydaje mi się, że wyczerpująco przedstawiłam Wam ofertę pilników firmy KillyS, które sama miałam przyjemność przetestować.
Można je kupić w wielu popularnych drogeriach, tych bardzo dużych jak Rossmann czy Superpharm i tych całkiem małych osiedlowych, w super i hipermarketach jak Auchan, Carrefour Tesco, Piotr i Paweł. Można powiedzieć, że zawsze są w zasięgu ręki :) Teraz już też nie musicie się już zastanawiać, czy warto je kupić. Tym bardziej, że są pakowane pojedynczo i nie ma możliwości ich "pomacania", żeby nie uszkodzić opakowania (co z drugiej strony jest fajne, bo macie gwarancję, że nikt nie próbował piłować nimi swoich paznokci!). Naprawdę każda znajdzie coś dla siebie (nie zapomnijcie o szklanym pilniczku do torebki!).
Ceny kształtują się na różnie, w zależności od sklepu, jednak większość kosztuje kilka złotych za sztukę.
Można je kupić w wielu popularnych drogeriach, tych bardzo dużych jak Rossmann czy Superpharm i tych całkiem małych osiedlowych, w super i hipermarketach jak Auchan, Carrefour Tesco, Piotr i Paweł. Można powiedzieć, że zawsze są w zasięgu ręki :) Teraz już też nie musicie się już zastanawiać, czy warto je kupić. Tym bardziej, że są pakowane pojedynczo i nie ma możliwości ich "pomacania", żeby nie uszkodzić opakowania (co z drugiej strony jest fajne, bo macie gwarancję, że nikt nie próbował piłować nimi swoich paznokci!). Naprawdę każda znajdzie coś dla siebie (nie zapomnijcie o szklanym pilniczku do torebki!).
Ceny kształtują się na różnie, w zależności od sklepu, jednak większość kosztuje kilka złotych za sztukę.
Na
sam koniec wspomnę, że oferta produktów do manicure marki KillyS nie
kończy się tylko na pilnikach i polerkach :) Inne produkty zaprezentuję w
późniejszym terminie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz